środa, 28 października 2015

Rozdział 4

Mój pokój okazał się ogromny, na środku stało  łoże, z pięknie zdobioną narzutą, czarnymi poduszkami i baldachimem. Na ścianach wisiały obrazy głównie martwej natury, w kącie na tle ogromnego okna prowadzącego na balkon stał fortepian. Sąsiednim pokojem okazała się śliczna kremowa łazienka zrobiona z kamienia, wszystko było tutaj piękne.
-Na dzisiaj wystarczy już widzeń, oczywiście możesz swobodnie poruszać się po zamku, jednak tylko w stroju służącej, który znajdziesz w szafie. Nie możesz się malować, włosy masz mieć upięte w koczek lub kitkę. Masz zakaz noszenia biżuterii i innych eleganckich dodatków, zrozumiałaś mnie- zapytała Mona.
-Jestem istotą rozumną i tak rozumiem co się do mnie mówi- odparłam wściekła.
-Dobrze zatem dzisiaj jesteś już wolna, miłego popołudnia panienko- mona dygnęła i wyszła z mojej komnaty.
Natychmiast weszłam do łazienki, napuściłam sobie gorącej wody do wanny, wlałam jakieś kolorowe olejki i zanurzyłam się cała rozkoszując się ciepłem rozchodzącym się po całym moim ciele. Po wyjściu z wanny, ubrałam się we wskazany przez Monę strój, włosy pozostawiłam rozpuszczone by mogły wyschnąć. Wyszłam na balkon, do moich nozdrzy doszedł oszałamiający zapach kwiatów, a uszy pieściły słodkie śpiewy ptaków, usiadłam na krześle i zamknęłam oczy.
-Chwilo trwaj wiecznie- zaśmiałam się pod nosem.
Wsłuchiwałam się w melodie która została przerwana śmiechem. Wstałam i podeszłam bliżej werandy. Ujrzałam dwóch mężczyzn którzy przyjaźnie się popychali. Jeden wyraźnie górował nad drugim, miał brązowe włosy które zostały rozczochrane przez kompana obok. Nagle jeden z nich wskazał na mnie palcem, mężczyzna w brązowych włosach odwrócił się w moją stronę, z odległości która nas dzieliła nie byłam wstanie stwierdzić jaki grymas pojawił się na jego twarzy. Dygnęłam tylko i udałam się do swojego pokoju, związałam lekko wilgotne włosy w koka i wyszłam z pokoju by pozwiedzać pałac. Po dwóch godzinach nie zwiedziłam nawet połowy tego wielkiego budynku, większość drzwi była zamknięta. Całość zamku utrzymana była w tym samym stylu, wszystko pasowało do siebie jak elementy układanki, każda rzecz była tutaj nieprzypadkowa, i dopełniała inną. Jednym słowem zamek był piękny, ludzie lubią otaczać się pięknymi rzeczami, szkoda tylko że często mają przy tym okropny charakter. Miałam już wrócić do swojego pokoju kiedy ktoś zagrodził mi drogę i nasze ciała się zderzyły.
-Bardzo przepraszam- odparłam onieśmielona.
-Nie, to ja przepraszam to moja wina- odparł nieznajomy.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam, odrobinę wyższego niż ja chłopaka z jasnymi włosami i dziwnym kolorem oczu, nie mogłam zdecydować czy są bardziej szare czy zielone, a może... nie te oczy nie mogły być niebieskie. I wtedy przypomniałam sobie, że widziałam go wcześniej. Chłopak z ogrodu.
-Jestem tutaj zupełnie nowa, i polecono mi zbadać zamek- skłamałam.
-Rozumiem, jesteś nową służącą? Jestem Emilio.
-Dolor, przepraszam, że na ciebie wpadłam. 
-Nic się nie stało, jak chcesz mogę cię oprowadzić po zamku znam go dość dobrze.
-Ja nie wiem czy mogę. Kim właściwie jesteś?
-Stajennym, ale urodziłem się w zamku jako syn służącej i udało mi się dostać tutaj prace.
-Czyli oboje mamy przyjemność służyć rodzinie królewskiej- Odparłam z przekąsem.
-Hahahah tak masz rację- uśmiech tego chłopaka był zaraźliwy- to może będę mógł oprowadzić Cię po zamku?
-Chyba nie robimy nic złego, nie do końca rozumiem jakie panują tutaj zasady-odparłam skruszona. Dziwiło mnie to jak łatwo przychodzi mi kłamanie, i odgrywanie roli. 
-Jeśli mogę służyć radą, mów tylko wtedy gdy cię pytają, miej oczy szeroko otwarte, ale udawaj, że nic nie widzisz, gdy ktoś  rozmawia szeptem wysil swój słuch, jednak rób to dyskretnie.
-Jejku to dość dziwna rada...-przełknęłam ślinę.
-Przydaje się, zobaczysz- zaśmiał się- z teraz może pójdziemy zwiedzić... hmmm może zechcesz iść ze mną do stajni, musisz wiedzieć gdzie się znajduje jak czyścić siodła.
-Z przyjemnością- odparłam 
Szliśmy przez zamek cały czas rozmawiając, od czasu do czasu śmiejąc się. Nie sądziłam, że tak szybko polubię kogoś na zamku. Gdy opowiadałam zmyśloną historię o mojej rodzinie, nagle usłyszałam głos królowej, gdy odwróciłam się w stronę Emilia, chłopaka już nie było koło mnie. W jednej sekundzie rozpłynął się. Nie miałam dokąd uciec więc szłam w stronę swojego pokoju.
-Witaj Dolor- usłyszałam.
-Wasza wysokość- ukłoniłam się.
-Mam nadzieję, że zapoznałaś się już z rozkładem zamku.
-Tak, moja pani. To duży i piękny zamek, będę całą swoją siłą starać się zapamiętać wszystkie jego elementy, jednak zajmie to trochę czasu.
-Ze spokojem, w twoim pokoju zostawiłam tobie plan na jutro. Idę udać się na spoczynek- Uśmiechnęła się serdecznie kobieta- spokojnego wieczoru.
-Dobranoc Wasza wysokość- ukłoniłam się ponownie.
Kobieta razem ze swoją służką udały się w głąb zamku.Mnie natomiast, zastanawiało zachowanie Emilio, może nie możemy ze sobą rozmawiać, albo zwyczajnie znudziła go rozmowa ze mną.
Weszłam do swojego pokoju, przebrałam się w piżamę, nie miałam ochoty na towarzystwo, dlatego też nie wzywałam swojej pokojówki. Zdjęłam te przeklęte soczewki, co prawda nie szło mi to dobrze, i trwało dość długo, ale gdy po pięciu minutach mi się udało i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Zdziwiłam się jak dużo zmienia kolor oczu. Wyszłam na taras, by korzystać z ostatnich promieni, położyłam się na leżance. Zamknęłam oczy,i pozwoliłam sobie na sen. 
-

wtorek, 13 października 2015

Prolog

Drzwi od pokoju zamykają się, a ja dopiero teraz mogę pozwolić sobie na łzy. Otaczają mnie piękne rzeczy, zupełnie inne niż te które mamy w domu. Spoglądam na swoją twarz, całą czerwoną i spuchniętą od płaczu, dzisiaj zaczyna się zupełnie nowy etap mojego życia. Nie ma odwrotu ten dzień był mi pisany odkąd wydałam z siebie pierwszy krzyk na tym świecie.

Rozdział

-Octavia słońce musisz się wyspać, jutro jest bardzo ważny dzień- moja mama śpiewała i latała wokół mnie jak skowronek.
-Nie bądź śmieszna mamo, jaki ważny dzień, dobrze wiesz, że to jest chore! Nie mów mi, że jest inaczej!
-Kochanie tak dzieje się od wielu stuleci, nikt nigdy nie wyrażał sprzeciwu- kobieta właśnie przykrywała mnie do snu.
-Bo nikt nie miał takiej odwagi, a jeśli ją miał tracił życie. 
-Octavio, w taki sposób poznałam się z twoim ojcem, twoi dziadkowie zostali połączeni w ten sam sposób. 
-Tak mój dziadek kupił cię na aukcji jak klacz, albo świnie. Oglądali cię, podziwiali twoje talenty, twój wdzięk i twoje geny, nie mogłaś nawet powiedzieć nie.
-Zamilcz młoda damo! Idź już spać, nikt nie zechce dziewczyny z worami pod oczami!
Drzwi od mojej komnaty zamknęły się z hukiem, położyłam się na plecach, i zaciskałam zęby ze złości. Za parę godzin, wyjadę z tego miejsca na zawsze, nigdy nie zobaczę już mojej rodziny, tego pokoju. Zostanę sprzedana, temu kto da najwięcej. Zostanę przez rok wychowywana, uczona wszystkiego co powinna umieć przyszła żona, i za rok i jeden dzień stanę przed swoim mężem i siłą zmuszona do ślubu. Tak strasznie zazdroszczę mojej siostrze, urodziła się pierwsza rok szybciej i nikt nie ma prawa zmuszać jej do ślubu, sama może wybrać sobie męża nawet nie musi nigdy wychodzić za mąż, może żyć tak jak chce. Ja jako druga córka uważana za nieczystą, jednakże lepszą zostanę wystawiona na sprzedaż. Siedemnaście lat rodzice kochają cię, mówią jaka to jesteś ważna a potem w imię tradycji zostajesz "oddana na służbę". Po jakimś czasie zakradam się do krainy Morfeusza i budzi mnie śmiech mojej siostry dochodzący z pokoju obok. Wstaję szybko, moja mama natychmiast pojawia się w drzwiach z uśmiechem
-Kochanie mamy tylko dwie godziny żeby Cię przygotować- mówi słodkim głosem głaszcząc mnie po policzku.
-Rób co musisz mamo- odpowiadam oschle.
Moja rodzicielka pieczołowicie, zabiera się do pracy czesze włosy nakłada makijaż i wylewa na mnie litry perfum, na koniec zostawiła ubranie mnie w suknie.
-Została przerobiona żeby pasować na ciebie, jesteś wyższa i szczuplejsza niż ja w dniu oddania- Kobieta wyciąga z kartonu, niebieską suknię, zdobioną małymi cyrkoniami na gorsecie. Zapiera mi dech w piersi.
-Jest śliczna mamo!
-Cieszę się, że ci się podoba kochanie, a teraz ubieraj się nie możemy się spóźnić.
Gdy byłam już gotowa do wyjścia, w moim pokoju zebrała się cała rodzina, by mnie pożegnać. Nie mówili nic tylko każdy z nich pocałował mnie w czoło. Ostatni raz spojrzałam na swój pokój i wyszłam zostawiając stare życie za drzwiami. Pod domem czekał już na mnie powóz na przodzie stały śliczne cztery białe konie, nigdy nie jeździłam konno, ale bardzo chciałam. Pogłaskałam zwierze po pysku i wsiadłam do pojazdu. Matka obdarzyła mnie uśmiechem i zamknęła drzwi od karocy. Poczułam lekkie szarpnięcie i ruszyłam w stronę największego pałacu gdzie odbyć miała się licytacja. Po policzku spłynęła mi łza, szybko wytarłam ją wierzchem dłoni, od dzisiaj nie będę już płakać.